Ruse – Silistra
Poranek znów jest orzeźwiająco chłody. Dziś chcemy dojechać do Silistry. Do przejścia jest ok. 80 km. Mamy dwa rodzaje map – te, które dostaliśmy od niemieckiego jachtu Inspiration – odręcznie rysowane i z bułgarskiej strony internetowej w cadzie mamy wszystkie „critical sections” z podanymi głębokościami. Ja steruje tylko parę godzin z rana potem Jasiu i Tomek przejmują monopol na nawigacje. Dobrze, że nie ma aż takiego upału, powiewa lekki ciepły wiatr.
Cały czas trzeba wypatrywać boi. Jeśli jest np. zielona boja to trzeba płynąć, nie obok niej tylko środkiem pomiędzy nią a lądem. Przy bojach zawsze najmniej wiadomo którędy płynąć, bo nie ma zasady, co do ich stawiania – przed, za, obok mielizny. Na mapie mamy napisane jak daleko od brzegu trzeba płynąć, ale ludzkie oko jest zawodne w tej kwestii – zawsze wydaje się, że jest bliżej. Odpaliliśmy Google Earth i podłączyliśmy do GPS, żeby wiedzieć dokładnie.
Na godzinę przed zachodem słońca meandrując pomiędzy wyspami dopływamy do Silistry, naszego ostatniego portu w Bułgarii. Stajemy przy pontonie policji. Ja z Miką wybieramy się do miasteczka. Jest dużo bloków, ale w starej części jest dużo starych kamienic. Wykopaliska sięgają czasów Trajana, czyli II wieku p.n.e. Ostatni fort został zburzony w czasie wojny Rosyjsko-Ottomańskiej. Siadamy w kafejce nad Dunajem pijąc piwo i oglądając zachód słońca.
Po powrocie siedzimy jeszcze na pokładzie z Kubusiem. Są tu 2 małe koty, z którymi on by chciał się pobawić, ale one się go boją. Zresztą Kubuś jest bardzo przyjazny wobec innych kotów, pewnie mu bardzo brakuje zabawy ze swoimi kumplami z podwórka.