Donji Milanovac (kotwica/anchor) – Vajuga (kotwica/anchor)
Poranek jest piękny, słoneczny. Dziś kolejny dzień pięknej przeprawy przez góry. Miejscami jest bardzo głęboko – 60 m, a nawet raz było ponad 100 (do 100 m działa tylko nasz Echopilot). Mijamy wielką rzeźbę wyrytą w skale po stronie rumuńskiej i tablicę Trajana – który władał tymi terenami od 103 r. n.e. Spotykamy też rybaków, którzy wyciągają z wody 1 m sumy.
Za Turni Severin przechodzimy dwu-komo morową śluzę – w sumie 32 m w dół. Wchodzimy za chorwacką barką ze złomem, właściwie z biegu. Przy wywoływaniu najpierw Jasiu próbował po angielsku, potem ja po niemiecki, ale facet mówi, że on tylko serbskie. Na to Wiśnia dogadała się z nim po bułgarsku:) Wszyscy mówili nam, że pod śluzą można czekać nawet 4 – 5 godzin. My w takim razie mieliśmy szczęście. W śluzach są swim polery, więc jest prosto. Powoli przechodzimy z jednej komory do drugiej, Yorikke śluzuje się, tak jak prawie zawsze, przy naszej burcie.
Po śluzie prąd na rzece znacznie się zwiększa, do wcześniejszych 8km/h. Jesteśmy już za górami. Rzeka znowu się rozszerza. Zamiast gór są płaskie nabrzeża, pastwiska i pola uprawne. Po południu zaczyna wiać dosyć silny ciepły wiatr, przeciwny, robi się więc mała falka. Jednak jest bardzo przyjemnie i ze śmiechem przyjmujemy kolejne orzeźwiające bryzgi wody wpadające do kokpitu.
Kotwicę rzucamy w płytkiej zatoczce koło serbskiej miejscowości Vajuga. Po pierwszym rzuceniu stwierdzamy, że draguje, rzucamy kolejny raz. Ja z Tomkiem nurkujemy na te 7 m, żeby sprawdzić kotwicę. Leży bokiem, nie rozłożona, nie będzie trzymać. Wyciągamy ją jeszcze raz i zakładamy nieśmiertelny łańcuch – rzucamy – teraz nie ma szans puścić. Yorn też zamienia linę na łańcuch.
Pływamy krótko, słońce już zaszło, jest wiatr i dosyć silny prąd, nie zbyt wygodne do zabawy w wodzie. Ustalamy wachty kotwiczne. Noc jest gwieździsta, wiatr uspokaja się po zmierzchu.