BETTINGEN – WERNFELD
PL
Znowu pochmurny poranek, zastanawiam się, kiedy w końcu będą te upały, które będę przeklinać…Z drugiej strony przynajmniej Kubuś nam się nie przegrzewa:)
Po porannych krótkich przygotowaniach, na znacznej mocy wstecz, żeby nas nie zniosło na plastikowe motorówki, wpływamy rzekę. Jasiu robi omletowe śniadanie.
Niedługo potem wchodzimy do pierwszej śluzy. Elke nie może zrozumieć śluzowego, oni mówią w którymś z bawarskich dialektów i bardzo ciężko ich zrozumieć. Z drugiej strony oni nie mogą zrozumieć Elke, bo tym słabo działa UKF przy położonym maszcie.
W śluzie decydujemy, że następnym razem ja wywołam śluzę i spróbujemy po angielsku. Przed śluzą Rothenfels, drugą dzisiejszego dnia zgłaszam się po angielsku, ale śluzowy szybko mi mówi, że on po angielsku nie rozumie. Moim prostym niemieckim tłumaczę mu, że chcemy się śluzować, a on odpowiada mi, już też w prostym niemieckim, że za pół godziny nas prześluzuje. System zadziałał, lepiej udawać, że się zna tylko “kali mieć”, to przynajmniej odpowiedzą tak, że człowiek zrozumie. W kolejnej śluzie robimy podobnie, tylko, że nie zaczynam po angielsku, a bardzo prostym niemieckim, tak żeby było jasne, że nie jestem Niemką.
Cumujemy na 216 km Menu, basen mariny ma jakieś 30 m długości i 20 m szerokości. Powinno tu być 2, 5 m głębokości, szybko się okazuje, że niekoniecznie…na wskazane przez tubylców miejsce nie możemy wejść, zbiegło się z 10 ludzi, ciągną nasze 3 liny, ale nic nie idzie, Emi przez muł nie chce przejść. W końcu wycofujemy się i stajemy long side do Cumujemy na 216 km Menu, basen mariny ma jakieś 30 m długości i 20 m szerokości. Powinno tu być 2,5 m głębokości, szybko się okazuje, że niekoniecznie…na wskazane przez tubylców miejsce nie możemy wejść, zbiegło się z 10 ludzi, ciągną nasze 3 liny, ale nic nie idzie, Emi przez muł nie chce przejść. W końcu wycofujemy się i stajemy long side do Yorikke – chyba pierwszy raz, bo to oni zawsze do naszej burty stają.
Po drugiej stronie brzegu są tory kolejowe, co ok. 3 min. przejeżdża z hukiem pociąg towarowy. Jest taki hałas, że trzeba milczeć, gdy przejeżdża. Mamy nadzieję, że w nocy się uciszy.
Mika i Jasiu właśnie wrócili z typowej bawarskiej knajpy. Zamówili sznycle, wielkie, a nawet ogromne. Niemniej czekali na nie ponad 1,5 godziny, jako że w tej knajpie pracowała tylko jena osoba – Ukrainka, która gotowała, sprzątała , podawała do stołu, wydawała piwo, po prostu robiła wszystko! Są zachwyceni atmosferą tamtego miejsca – to taka typowa bawarska knajpa, jak w filmach – ludzie zrelaksowani, wszyscy się znają i gadają sobie w swojej gwarze. Nasi przyjaciele Niemcy z Yorikke pochodzą z miejscowości niedaleko stąd, ale tam już jest inny dialekt i tych tu nie mogą zrozumieć:)