ASCHAFFENBURG - ERLENBACH
PL
Obudziwszy się rano zastanawiałam się czy przesąd pt. „13-ego” ma jakiś sens, w końcu to nie piątek tylko poniedziałek...
Na szczęście po pochmurnym poranku, zaczęło świecić słońce i rodzice poszli obejrzeć miasto. My zabraliśmy się za roboty pokładowe. Tomek próbował umyć burty od osadu rzecznego, ale nalot schodzi dopiero po szorowaniu Ludwikiem, więc nie będziemy pienić tej fajnej mariny.
Około 11 wracają rodzice. Zrobiło się bardzo parno i duszno, temperatura ok. 30 st. Wypływamy koło 12. Tomek odchodzą od kei musiał trochę ostrzej pomanewrować, bo mieliśmy mało miejsca no i prąd. Kubuś bardzo się wystraszył i zaczął miałczeć, co dla niego bardzo nietypowe. Cały dzień jeszcze się trząsł ze strachu. Przy wyjściu znowu siedliśmy, ale szybko na dziób i przeszliśmy. To chyba jest taki próg.
Przeszliśmy 2 śluzy, dzień spokojny, choć doskwiera wilgoć w powietrzu i denerwujące muchy. Przed trzecią śluzą jesteśmy po 1600. Każą czekać, aż prześluzują tego, co mają, i na nadpływającą z naszej strony barkę. Przez lornetkę widzę, że jakiś facio biegnie szybko przez śluzę, a śluzowana barka nie zmienia pozycji góra – dół od dłuższego czasu. Dochodzimy z Tomkiem do wniosku, że coś się zepsuło. Krążymy tam i z powrotem, o nie ma nawet żadnej kei żeby się przytrzymać, kazali czekać to czekamy.
Ok. 1730 podpływa nie jedna barka z naszej strony, ale trzy, a w śluzie dalej stoi ta sama. Prze UKF słyszymy potwierdzenie naszych przypuszczeń – Die Schleuse ist kaput! Co więcej, nie wiedzą, kiedy będzie nie kaput…. Wyszukujemy na mapie najbliższej mariny, na szczęście kilka kilometrów niżej jest marina z głębokością 2, 5m. Tam też się udajemy po naradzie z Yorikke.
Martwimy się o Kubusia, bo nawet nie zjadł swojej saszetki, ma łapki gorące, a nosek czerwony jak świnka, boję się, że chory. Zobaczymy wieczorem jak upał zejdzie, może się tylko przegrzał – w końcu nieprzyzwyczajony do takich temperatur.
Cumujemy o 1800, oczywiście tradycyjnie przy manewrach siąpi deszcz. Niebo zaszło chmurami a upał zelżał. Długa wygodna keja przy yachtclubie, jest prąd i woda. W yachtclubie pijemy piwo z tubylcami. Tomek kapie się w Menie.
Wieczór mija spokojnie. Jutro musimy nadrobić trochę kilometrów, o ile oczywiście śluza będzie naprawiona…
EN
After I woke up In the morning, I’ve been thinking whether being supestisues about the 13th has any sense, in the end it is not Friday but Monday…
Luckily after cloudy morning the sun came out and my parents went to see the city. I and Tomek started some deck work. Tomek tried to wash our sides from the river mud, but that dust goes out only wit Ludwik (ecological washing gel), so we didn’t want to make piene in whole marina.
Around 1100 parents are coming back. The air is very humid and there is nothing to breath, temperature around 30 degrees. We go around 12. Tomek had to maneuver a bit sharper, as there was not much place and there was current of course. Kubuś got scared and started miauing, which is not very typical for him. Whole day he was shaking with fear. While going out we were stopped again in the entrance, but we quickly went to bow and went through. I think that is kind of edge.
We went through 2 locks, calm day, but we are bothered with high humidity In the air and annoying flies. Before the 3rd lock we are after 1600. They tell us to wait until they go down with the barge inside and until another barge from our direction will come. Through the binoculars I can see that one guy is running across the lock, and the barge inside in not moving up or down longer while. I and Tomek go to a conclusion that something is broken. We circle around, there is no pier to hold to, they told us to wait, so we wait.
At 1730 comes from our direction not one but three barges, and that one in lock is still there. Shortly through UKF we here the confirmation of our suspicions - Die Schleuse ist kaput! What is more, they don’t know when it won’t be kaput…We look for the closest marina, luckily only few km from us there is marina with depth 2, m. That’s where we go after confirming with Yorikke.
We are worried about Kubuś, He even didn’t eat his snack, his paws are hot and nose red like pig, I am afraid that He might be Sick. We shall see in the evening when the heat will go down, maybe he just overheated – after all he is not used to such a temperature.
We moor at 1800, of course traditionally it is reining Chile we are maneuvering. The sky is covered with the clouds and heat has eased. There is long pier at this yacht club, electricity and water included. We drink beer with locals from yacht club. Tomek take a bath in Main.
The evening goes nicely. Tomorrow we need to make some more kilometers, of course if the lock will be operating...