Z Pilos wypłynęliśmy w piątek o 7 rano. Pogoda dobra, ale nie żeglarska, słaby przeciwny wiatr, tylko dość duża martwa fala, czyli pogoda standard. Do wysp Strofadhes dopływamy o 16 i rzucamy kotwicę na 4.5 metra w zatoczce po wschodniej stronie mniejszej wyspy. W tym momencie wiatr jest zachodni. Dwie godziny później przypływa Zygmunt. Rzuca kotwicę 100 metrów od nas na głębszej wodzie. Przywozi mrożone kalmary i wino, to była przyczyna, że wypłynął później. Wiatr kręci, zaczyna wiać z SW, z czasem zmieniając się na północny. Przy tych kierunkach cały czas jesteśmy osłonięci.
Strofadhes to większa wyspa, na której jest klasztor, zresztą już nieczynny, ale zbudowany gdzieś w 13-14 wieku i mniejsza, przy której staliśmy wyglądająca na bezludną. Bączkiem jadę po Zygmunta, na jego jachcie sprawdzamy jeszcze pogodę na noc, która odebrał przed wypłynięciem z Pilos. Wydaje się, że wszystko będzie OK.
Przygotowuję kalmary, Mika wcześniej przygotowała warzywa. Kalmary to ostatnio moje popisowe danie. Pijemy wino Mantinela i przy pogaduszkach zrobiło się już ciemno, wiatr też skręca powoli na NE. Przy jachcie Zygmunta jest już fala, jak go odwożę bączkiem.
W ciemności słyszymy odgłosy ptaków lub nietoperzy, jakich jeszcze nie słyszeliśmy.
W nocy, co jakiś czas sprawdzamy pozycję. O trzeciej rano jest cisza, ale pół godzinny później zaczyna wiać wiatr z NE i jest coraz silniejszy. Z tego kierunku jesteśmy odsłonięci. O 6 jest już dość duża fala, postanawiamy wyjść w morze, w dodatku łańcuch owinął się o kamień. Jest wschód słońca, mamy duże problemy z wyciągnięciem kotwicy, za bojrep nie daje rady, Mika manewruje silnikiem i sterem, ja powoli wyciągam łańcuch, w końcu Mice udaje się wyplątać łańcuch z skały. Kilka sekund później kotwica jest na pokładzie. Od skał na brzegu byliśmy już tylko 40 metrów. Wyjście z zatoki, klar na pokładzie, jedyna trudniejsza robota to wyciągniecie bączka przy dość dużej fali, ale w tej operacji mamy już wprawę. Żagle na maszt, kurs w kierunku Zakinthos. Zygmunt stał dalej od brzegu, wychodzi po nas, miał szczęście i kotwica ani łańcuch nie zaczepiły się o skały.