Żeby umilknąć nerwów zdecydowaliśmy, że Mika pojedzie promem do Heraklionu w niedzielę, a ja przy pierwszej okazji pojadę sam na Kretę. Zawsze chciałem spróbować samotnej żeglugi. W niedziele 25 lipca Mika miała prom w południe i też w tym dniu była idealna pogoda do żeglugi. Jak mi mówił austriacki samotny żeglarz, taka pogoda jest tylko 2-3 razy w sezonie. Odcumowałem o 0830, Mika zrzuciła mi cumy, trochę głupio się czułem, zostawiłem ją na obcym brzegu, prom miała za 3 godziny.
Była martwa fala, ale długa, tak że nie sprawiała kłopotu. Zenek sterował bez problemów, właściwie cała drogę nie dotykałem steru. Z początku był słaby wiatr z rufy, wiał z szybkością Emi, to powodowało, że na pokładzie była cisza i ostre słońce. Musiałem szybko założyć tent nad kokpitem, bo taki był upał.Później wiatr zmienił się na SW, a przy Krecie na NW.
Świetna żegluga, miałem nawet czas by czytać książkę. Posiłki już wcześniej przygotowała mi Mika.
Na pokładzie poruszałem się zawsze zapięty w pasie bezpieczeństwa. Jeszcze w Kasos wszystko było przygotowane, założyłem linę bezpieczeństwa z obu burt od rufy do dziobu.
10.5 godziny zajęło mi przejście 52 mil na Kretę do Sitia. Prom z Miką minął mnie o 1330.
Późnym popołudniem zacumowałem w Sitia, pomogli mi wędkarze. Jeszcze Grecka biurokracja, czyli odprawa w Coast Guardzie i byłem wolny. Siedziałem na pokładzie z ouzo obserwując port, miasteczko i bezchmurne niebo.