Rano poszliśmy zwiedzić miasteczko, wszyscy o nas już wszystko wiedzieli. Rybacy przychodzili na keje i mówili mi „Bella barka”, zresztą w miasteczku spotykaliśmy ludzi, którzy mówili nam – „Macie piękny statek”.
Trochę zdjęć, ostatnie miejscowe piwo i w drogę. Przed wyjściem obróciliśmy Emi na linach. Tyłem bym na pewno nie wyszedł.
Pierwszy dzień żeglarski, wszystkie żagle na maszt, silnik miał odpoczynek. Michałek miał kłopoty ze sterowaniem, za duża szybkość, prócz tego żagle nie były zrównoważone.
Przez bardzo wąskie przejście weszliśmy do zatoki i rzuciliśmy kotwice niedaleko miejscowości Apothikes na 8 metrach, ale dno było widać.
Z jazdy bączkiem na ląd zrezygnowaliśmy, calą noc przestaliśmy spokojnie.