Rodan to szeroka i głęboka rzeka dość dobrze oznakowana. Dużym mankamentem jest brak miejsc postojowych w jej dolnym biegu. W pierwszym dniu brzegi były nieciekawe, płynęliśmy przez prowincję Camague, płaski rejon znany w Francji z hodowli bydła i walk byków- tutejszej corridy.
Przepłynęliśmy Arles i Tarascon. W obu miastach nie było ani jednego miejsca postojowego. Nie było to dla nas zaskoczeniem. Informacje, że tak jest otrzymaliśmy od załóg zaprzyjaźnionych jachtów, które przebyły tą trasę. Dopiero po przejściu śluzy w Beaucaire znaleźliśmy miejsce przy pontonie w Vallabregues.
Śluzy na Rodanie są zbudowane według norm europejskich, różnica poziomów wynosi nawet 25 metrów. Nie ma z tym problemów, bo wszystkie są wyposażone w swimpolery. Istnieje jednak problem z językiem. Na śluzach oficjalnie nie znają innego języka niż francuski. Trzeba zgłaszać jacht po francusku, a żaden z nas nie znal tego języka. Przed śluzą Jurek zgłaszał nas przez UKF czytając z kartki tekst, który napisała nam załoga spotkanego francuskiego jachtu. Przypuszczam, że znano angielski, tylko nie chciano mówić w tym języku.
Avignon był najładniejszym miastem w Francji na naszej trasie. Staliśmy tam przy keji miejskiej, obok słynnego z wszystkich widokówek mostu.
Im bardziej w górę rzeki, widoki były coraz ładniejsze. Wpływaliśmy miedzy góry, podobne do Beskidów, z zamkami na szczytach, choć mniej zadbanymi jak nad Renem.
Po 6 dniach żeglugi dotarliśmy do Lyonu, tu pożegnaliśmy Rodan i wpłynęliśmy w rzekę Saone.