W czasie podróży cały czas widzimy ośnieżony szczyt najwyższej góry Krety Psiloritis. Tomek zdobył ten szczyt w zeszłym roku.
Zachodnia Kreta jest bardziej zielona. Woda w strumieniach pochodzi głownie ze śniegu z gór Białych. Jest tu dużo sadów omarańczowych, wszystko kwitnie, a powietrze jest aż gęste od różnych zapachów. Tej wiosny dużo pada i raczej jest zimno, co nie jest dobre dla turystów, ale za to jest błogosławieństwem dla farmerów. Dużo wody znaczy urodzaj.
Do Rethymno wypłynęliśmy o 16. Stanęliśmy longside do betonowej keji. Marina bezpieczna, osłonięta od fali. Rano przy załatwianiu formalności okazało się, że postój kosztuje tylko 1.5 Euro dziennie. Zaraz za mariną jest fort Wenecki, jak w prawie każdym większym miejscu w tym rejonie. W 13-14 wieku Wenecjanie kontrolowali ten rejon dość skutecznie. Miasteczko nie za duże, ale bardzo ładne i przyjazne, nad wodą dużo barów i cafeterii. Panuje tu przyjemna atmosfera.
W poniedziałek załatwiliśmy w biurze turystycznym dwie wycieczki, jedną na Santorini Mega Jet'em we wtorek i do Samarii w środę. Wieczorem poznaliśmy Zygmunta. On pływa w tym rejonie od kilku lat, jego jacht przezimował w Rethymno. Jest kopalnią wiedzy o tutejszych wyspach i Peloponezie.