O świcie ruszamy dalej, w planie mamy dojechać do Rethimnon, 70 mil. Wiatr oczywiście z zachodu czyli w mordę, co jest tu normalką, na szczęście dość słaby. Gdy minęliśmy Heraklion wiatr wzrastał, ale co gorsze szybko rosła fala. O 17 była już tak duża ze nasza szybkość spadła do 1 węzła. Do Rethimno zostało jeszcze 14 mil, pół godziny później decydujemy się na powrót do Heraklionu. Po zwrocie szybkość wzrosła do 7 węzłów, ale kołysało jak diabli. Po kilku minutach zapowietrza się system chłodzenia silnika. Pod żaglami płyniemy tylko 3 węzły. pompa chłodząca wyrobiła się i nie ma dobrego ssania. O 22 minęliśmy główki portu Heraklion, fali już nie było, mogliśmy zastartować silnik. O 2230 zacumowaliśmy po wewnętrznej stronie falochronu w głębi portu. Na liny trzeba było założyć sprężyny, bo czasami była fala od statków, ale głownie od jachtów motorowych. Marina w Heraklionie jest prywatna i tylko dla jachtów mających na stałe wykupione miejsca, jachtom odwiedzającym Heraklion jest zabronione cumowanie tam.
Następny dzień w niedziele staliśmy czekając na Mirka. Mirek przyleciał w poniedziałek 9 sierpnia przed południem. Przyjechał zamiast Kuby. Mirkowi nieplanowany postój w Heraklionie bardzo pasował, bo z naszego miejsca postoju było 10 minut autobusem do lotniska. Mirek pierwszy raz był na Krecie zresztą jak my wszyscy, resztę dna spędził zwiedzając Heraklion, po południu pojechali z Wiesławem do Knossos. Tomek jeszcze rano pojechał autobusem na plaże w Matala po drugiej stronie wyspy. Na jachcie zawsze ktoś musiał być by pilnować cum. Z powodu problemów z systemem chłodzącym silnik postanowiliśmy powrócić do Agios Nikolaos, a Kretę zwiedzić samochodem.