Mika przyjechała planowo 12 lipca, pojechałem po nią autobusem, wszystko poszło bez problemów.
Na jachcie byliśmy już przed 8 rano. W niedzielę pojechaliśmy do centrum Izmiru, zresztą w poniedziałek też by uaktualnić transit log. Później zakupy, na następne kilka dni. W wtorek po 12 dniach postoju wczas rano wypłynęliśmy. Marina Levent pozostała za rufą. Zostawiłem tu mile spędzone chwile, bardzo pomocnych i przyjaznych ludzi.
Prawie cisza, tylko żar z nieba. Wczesnym popołudniem dotarliśmy do miejscowości Foca. Stajemy przy miejskiej kei między dwoma jachtami charterowymi. Wszyscy oczywiście nam pomagają. Z początku chciałem stanąć na kotwicy z rufy, ale odradzono mi to i jeden z jachtów dał mi swoją linę kotwiczną ( miał dwie). Po zacumowaniu skoczyłem do marketu by kupić zimne piwo. ( Market był 20 metrów od Emi.) W tym upale zimne piwo to duża przyjemność.
Gdy trochę się ochłodziło poszliśmy do miasteczka. Można je obejść w pól godziny. W wąskich uliczkach przy stolikach siedzą ludzie, głównie oglądają mundial pijąc herbatę, ale najczęściej piwo. Całkiem inna atmosfera niż w Izmirze, może, dlatego lubię małe miasteczka. Mice najbardziej podobał się bazar z jego kolorowymi warzywami i hałasami.