Komarno – Budapest
PL
Wieczorem jeszcze Mika i Jasiu opowiadają mi historię niemieckiego jachtu, który niedawno przypłynął. Na Renie mieli wypadek, gałęzie wplątały im się w śrubę i zdryfowało ich na statek pasażerski. Mieli ogromną dziurę w kadłubie, na szczęście powyżej linii wodnej. Zholowała ich dopiero policja. Jacht ma bardzo ładną linię – taka wąska szkierówka, jednak drewniana, więc i krucha. Naprawa kosztowała ich 4 000 EUR i walczą o odszkodowanie, ale pewnie nawet, jeśli wygrają to dopiero za parę lat. A my i tak ich podziwiamy, że po takich przeżyciach dalej kontynuują rejs. Bo też płyną na Morze Czarne.
Komarno to bardzo miła marina, a Mirek – właściciel, bardzo w porządku. Wpisaliśmy się w księgę pamiątkową, a on zrobił nam zdjęcie i je tam wkleił.
Dziś płyniemy przełomem Dunaju, czyli pomiędzy górami. Widoki są przepiękne, rzeka skręca nie wiadomo, w którą stronę. Także zawsze jest niespodzianka. Za bardzo nie można polegać na oznaczeniach, bo tu nikt nie dba o szlaki wodne i 99% boi jest zdryfowana. Raz nawet widzieliśmy na jednym brzegu obok siebie zieloną i czerwoną boję razem.
Za twierdzą w Wyszechradzie skręciliśmy w prawo w kanał Szetendre. Jest węższy od Dunaju, ale za to są ładne widoczki. Jednak trzeba cały czas uważać, bo woda jest bardzo zaśmiecona kłodami i konarami drzew, a zdryfowane boje pełnią funkcje zbieraczek śmieci. Trzymamy się środka rzeki lub na łukach płyniemy lekko po zewnętrznej tam powinno być najgłębiej. Mijamy wielu kajakarzy i kanoe. Jest piątek, weekendu początek i to tu widać.
Wchodzimy do mariny Wiking na północy Budapesztu. Keja dla gości jest na zewnątrz i praktycznie stoi się na rzece. Falowanie takie, że wydaje się, że Yorikke wpadnie na pomost, a my czujemy jakby było z 6B…..o jak my kochamy motorówkarzy… W marinie nikt nie mówi w żadnym języku prócz węgierskiego – a próbowaliśmy się dogadać po niemiecku, angielsku, rosyjsku, bułgarsku, polsku nawet po hiszpańsku i nic.
Następnego dnia ruszyliśmy na miasto. Praktycznie cały dzień chodziliśmy, po drodze piwko, jakieś lody. Pogoda nam dopisuje i Budapeszt pięknie się prezentuje. Nie zostaniemy tu jednak dłużej tak jak planowaliśmy, bo kiwanie przy kei jest nie do zniesienia. Żeby było jeszcze tego mało, w kranach w marinie jest woda z Dunaju a nie pitna. Marina łapie same minusy. Chciałoby się komuś poskarżyć, ale nie ma komu bo nikt nas nie rozumie na poziomie wyższym od „tak” i „nie” Po węgiersku lepiej nie próbować, bo jak się ich słowa źle przeczyta to często wychodzą wulgaryzmy, np. SÖR to piwo, ale trzeba czytać mniej więcej „szyr”, bo „sor” to g…o…:)
Tomek na kolacje przygotował pyszne schabowe z ziemniaczkami i surówką, nie ma to jak taki domowy obiad, zwłaszcza po całym dniu chodzenia. Jest piękny wieczór, siedzimy na pokładzie z drinkami, jedząc słodkiego arbuza. Wczoraj była pełnia i księżyc nadal jasno świeci nad wyspą św. Małgorzaty i Pesztem.
EN
In the evening Mika and Jasiu tell me a story of a German boat that arrived few hours before to the marina. They had a crush on Rheine, the wood broke their propeller and they drifted at the passenger ship. They had a huge hole in the hull, luckily over the surface. They were tagged by police vessel to the shipyard. The boat has very nice line, long and narrow, but wooden so fragile. Repairing cost them 4 000 EUR and they fight with insurance company to get it back, but it will take years I think. But we admire them that after such hardcore adventures they continue their voyage. They also go to the Black Sea.
Komarno is a very nice marina and Mirek – the owner very fair. We signed into a memory book and he made us a photo and put it there.
Today we go between the mountains. The landscapes are outstanding; the river turns in unknown directions, so there is always a surprise. You also can not rely on marks here, because nobody takes care of water ways and 99% of the buoys are drifted. Once we even saw at a one bank two buoys green and red next to each other.
After the castle in Wyszechrad we turned right into Szetendre canal. It’s narrower than Danube, but there are nicer views. You need to watch all the times though, as the water is dirty with wood or tree branches and drifted buoys are like garbage. We stay in the middle of the river or slightly on the outside of the meanders where should be the deepest water. We pass by many canoes. It’s Friday and it is noticeable here.
We enter marina Wiking on the North of Budapest. The pier for guest is in the outside; practically you stay on the open river. The waving is so big that it seems that Yorikke will go out of water, and we feel as 6 B…oh how much we love motorboats…In marina nobody speaks other language than Hungarian – we tried German, English, Russian, Bulgarian, Polish and even Spanish and nothing.
Next day we went to see the city. Actually whole day we have been walking, sometimes on way a beer or ice – cream. The weather is good and Budapest looks great in the sunshine. We won’t stay longer here, as planned, because shaking is unbearable. Moreover, water in marina that should be fresh is pumped directly from Danube. Marina gets only minus points. Even if you want to complain, there is no one here that understands us on a level „yes” or „no”. In Hungarian better not to try, because if you read it incorrectly you can say a swear word, i.e. SÖR means bear, but you need to read it „shyr”, because „sor” means sh…t:)
Tomek prepared for a dinner a shnicel with potatoes and salad. There is nothing better than homemade meal, especially after whole day of walking. It’s a beautiful evening; we stay on the deck with drinks, eating sweet water melon. Yesterday there was a full moon and today moon still shines brightly over the St. Margaret Island and Pest.